niedziela, 27 czerwca 2010

Pierś z kurczaka z serem pleśniowym

Lubię gotować, ale to moje gotowanie zawiera pewien haczyk. Nie przepadam za ’zwykłą’ kuchnią. Typowe kotlety schabowe czy mielone, lub tradycyjne zupy gościły w moim repertuarze kiedy mieszkałam z rodzicami i bratem. Znając ich zapatrywania kulinarne gotowałam zupy na żeberkach z obowiązkową marchewką i z ziemniaczkami pokrojonymi w kostkę. Kotlet schabowy, robiony dokładnie jak uczyła kiedyś mnie mama wjeżdżał na stół obowiązkowo w towarzystwie ziemniaczków i tradycyjnej surówki. Moje wyżycie kulinarne na dania jak na obrazkach z książek kulinarnych czy restauracyjnych talerzy musiało poczekać. Z czasem wycfaniłam się i kiedy rodzina dostawała kotlet schabowy, dla mnie smażył się już De volaille, który w dodatku zamiast zwykłej panierki obtoczony był sezamem. Czasem udawało mi się przemycić na obiad coś innego. Moje uwielbienie dla wszelakich makaronów podziela trochę także moja rodzinka, więc makarony z różnymi wymyślnymi sosami mogły pojawiać się trochę częściej.
Teraz kiedy mieszkam sama jedynym ograniczniem jest wyobraźnia lub jakiś trudno dostępny składnik. Wyszukuję przepisy w internecie i te, na widok których leci mi ślinka, staram się powielać. Danie raz spróbowane w restauracji staram się odtworzyć z pamięci lub przeszukuję przebogate zasoby internetu, byle zbliżyć się do ideału. I nawet kiedy nie uda mi się odtworzyć dokładnie tego smaku, dzięki moim modyfikacjom mam coś ciekawego na talerzu. :)
Tuż obok makaronów wielkim uwielbieniem dażę kurczaka. Jego mogłabym jeść pod każdą postacią. Tak jak i dziś wyjęłam z zamrażarki pierś z kurczaka i ruszyłam na poszukiwania nowego sposobu przygotowania go. Znalazłam coś nowego, o czym chyba sama bym nie pomyślała. Zatem czas zabrać się do pracy.

Pierś z kurczaka z serem pleśniowym

1 podwójna pierś z kurczaka
150g sera dowolnego sera pleśniowego
1/2 kostki masła
makaron

Pierś z kurczaka pokroić w cienkie paseczki. Ser pokroić w grubsze plastry. Masło także pokroić w paseczki.
Na dno żaroodpornego naczynia ułożyć masło, na to plastry piersi tak, by przykryły dno, kolejno ser i tak, aż do wyczerpania produktów, lecz tak, aby ser był na wierzchu.
Całość przykrywamy i wkłądamy na ok. 20 min. do nagrzanego piekarnika.
W tym czasie gotujemy makaron.
Po wyjeciu z piekarnika mięso dzielimy na porcje, a powstałym sosem maślano-serowym polewamy makaron.

Smacznego!

sobota, 26 czerwca 2010

Dlaczego mężczyźni kochają zołzy

W końcu zabrałam się za czytanie książki, o której moja Madzia wspominała mi już rok temu. Od razu ściągnęłam sobie e-book'a, ale jakoś nie mogłam się za niego zabrać. Korzystając ze ślicznej soboty, postanowiłam choć ją zacząć. Jak będzie ze skończeniem jeszcze nie wiem znając moje podejście do poradników w stylu 'jak żyć'. Zobaczymy.
Na początek cytat z niej:
Seksapil jest w pięćdziesięciu procentach tym, co masz, a w pięćdziesięciu procentach tym, co ludzie sądzą, że masz. SOPHIA LOREN
Dlaczego mężczyźni kochają zołzy

niedziela, 20 czerwca 2010

Dla mojego Ś.P. Wujka

Wraz z polskim latem miał pojawić się na moim blogu ciepły powiew. Może bryza z nad oceanu omijając konie pasące się tuż za moim oknem wpadła mi do pokoju i sprawiła, że chciałam odświeżyć mój blog?
Życie za oknem tak pięknie tętni. Chciałam, żeby cud mojej Islandii zagościł na nowo na stronach bloga. W końcu czyż nie jest pięknym, kiedy polski zmarźluch na wyspie ognia i lodu zamienia się w zimno luba, który idąc w bluzce na ramiączka dziwi się, że jest tak gorąco? Po drodze sprawdziłam temperaturę 12°C. Brakuje relacji z wycieczki firmowej, bardzo zresztą udanej. Chciałam się podzielić inspiracjami, które mnie ostatnio dopadły i głupstwami, które tak wprawnie mi już wychodzą. Jednak to się teraz nie pojawi. Nie wiem kiedy. Może za parę dni.
Teraz istnieje w mojej głowie jedna uparta myśl. Czy to kara za wyjazd na Islandię (tak kochaną zresztą przeze mnie) czy może wyspa przynosi mi pecha!
Na Islandię przyleciałam 1 czerwca rok temu.
13 sierpnia zmarła moja mama.
Dziś, po niespełna roku od tego koszmarnego dla mnie dnia, dowiedziałam się, że zmarł mój wujek.
Jeszcze nie zdjęłam jednej żałoby, a już przywdziewam drugą. Nie mogę przestać myśleć jak okropnie niesprawiedliwy jest ten świat. Zabrał mi w ciągu jednego roku dwoje bardzo bliskich i kochanych ludzi.
Z wujkiem widziałam się ostatni raz na pogrzebie mamy. Póżniej nawet rozmawiałam z ciocią, że kiedy przylecę na urlop w grudniu, to przyjadę do nich. Jednak ten miesiąc, który spędziłam w polsce był tak zabiegany. Jeszcze tyle spraw musiałam pozłatwiać. Doszły też wielkie porządki w domu, w rzeczach mamy, których nie miałam siły zrobić w sierpniu. Przygotowania do świąt też mnie zaabsorbowały. A w pierwszym tygodniu po świętach już wracałam spowrotem, więc nie pojechałam do nich. Obiecałam sobie jednak, że w tym roku pojadę do nich na tydzień. Wrócę do lat dzieciństwa i spędzanych u nich ferii i wakacji. Wujka zawsze się trochę bałam, ale w bardzo pozytywny sposób. Szanowałam go i podziwiałam, był moim autorytetem tak w dzieciństwie jak i teraz w doroslym życiu. Był bardzo ciepłym człowiekiem, rodzinnym, domowym. Jako dziewczynka wierzyłam, że on może wszystko, nie ma rzeczy niemożliwych dla niego i o co kolwiek poproszę dostanę to. Nigdy nie zapomnę naszych wypraw nad jezioro, jego opowieści, tego jak pokazywał i tłumaczył mi świat. Jak zabierał mnie do restauracji w parku i zamawiał duże lody, które pałaszowałam z zachwytem. I tajemnicy, która nas wtedy łączyła - nie mówić nic cioci, żeby nie dowiaedziała się, że zanim przyszliśmy na obiad był deser :D Jemu mogłam powiedzieć co się dzieje kiedy już nie dawałam sobie rady z dorosłym życiem. To on potrafił wysłuchać problemów i wiedział kiedy potrzebuję rady, którą potrafił znaleźć, a kiedy poprostu chcę się wygadać.
A teraz go nie ma. Nie ma jego mądrości, zrozumienia, spokoju, uśmiechu. Już go nie odwiedzę.
czarna wstążka

środa, 2 czerwca 2010

Problemy techniczne

Ze względu na problemy techniczne, które pojawiły się nie tylko w moim świecie komputerowo-internetowym, ale również prywatnym miałam sporą przerwę w pisaniu. Teraz delikatnie postaram się uzupełnić braki w życiorysie.
Prawo jazdy zdane bezproblemowo! JUPIII
A od zeszłego czwartku jestem szczęśliwą posiadaczką własnych czterech kółek. Moja nowa miłość - Daihatsu Terios. W końcu czuję się wolna i szczęśliwa! Zaliczyłam z moim maleństwem jazdę po najgorszych korkach Reykjaviku - chciałam wypróbować mój nowy GPS, który mnie tak wpakował. Na parkingu, kiedy miałam już jechać uderzył mnie w tylni bok uroczy staruszek na skuterze - tak skutecznie cofał. Oczywiście szybko zwiał, na szczęście nic nie widać.
Zajęłam się w końcu też sobą. Wczorajsza wizyta u fryzjera, zmiana fryzury i kolacja z Laurą, koleżanką z pracy podbudowały mnie i pokazały, że po trzech miesiącach zaczynam wracać do życia.
Wspominałam, że nie jestem już z Marcinem?
Byle do soboty. Mamy imprezę firmową. Wyprawa w nieznane. Dowiemy się dopiero jak dotrzemy na miejsce. Mamy się ciepło ubrać i w drogę. Hej przygodo! Nadchodzę!